- Co?! - krzyknął Shane - Spadam stąd.
- Shane - powiedziałam i chwyciłam chłopaka za ramię. Popatrzył mi na chwilę w oczy.
- Czego? - warknął - Nigdzie nie zamierzam lecieć - strząsnął moja dłoń i odbiegł.
- Pogadam z nim - westchnęłam.
- Czekaj. Za 30 minut na dziedzińcu - zarządziła Inkwizytorka i odeszła w stronę gabinetu dyrka.
- Dlaczego wzywają nas do Idrisu? - spytała się Clary.
- Nie wiem, ale to nie oznacza nic dobrego - mruknął Jace. Izzy popatrzyła na Simona. Alec wsunął swoją dłoń w moją.
- Lepiej pójdę z nim porozmawiać. Idzie ktoś ze mną? - popatrzyłam po przyjaciołach - to idę sama - ruszyłam w stronę pokoju chłopaka. zapukałam cicho do dębowych drzwi.
- Zostaw mnie Clary! - krzyknął Shane. Weszłam do środka. - mówiłem ci, byś nie wchodziła... - zdębiał na mój widok.
- Nie jestem Clary - uśmiechnęłam się i usiadłam koło niego na łóżku.
- I tak mnie nie przekonasz. Nie lecę - powiedział.
- Skąd wiesz, że mieliśmy gdzieś lecieć?
- Jeśli pojawia się Inkwizytor lub ktoś z Gard to oznacza podróż do Idrisu.
- Przecież lecimy wszyscy - czułam się okropnie, okłamując go. To jego przede wszystkim dotyczyła podróż.
- Czy jakby co, mogę na ciebie liczyć? - spytał patrząc mi w oczy. Wstrzymałam oddech.
- Tak - wyszeptałam wypuszczając powietrze.
- To lepiej idź się spakować - mrugnął do mnie - za dwadzieścia minut mamy zbiórkę.
- Skąd ty to... Nieważne - machnęłam ręką i pobiegłam się spakować. Do skórzanej torby przewieszanej przez ramię wrzuciłam dwie pary spodni, kilka bluzek oraz bieliznę. Sama przebrałam się w jeansy oraz szary podkoszulek na który włożyłam ciepłą bluzę z kapturem.
- Luna! Chodź - zawołałam do mojego smoka, spacerującego po łóżku. Podbiegła do mnie i wskoczyła na ręce. Wyszłam na dziedziniec. Wszyscy już na mnie czekali. Uśmiechnęła się do Shane'a, próbując dodać mu otuchy. Odpowiedział mi tym samym. Podeszłam do Alec'a
- Jak ty to zrobiłaś? - spytał szeptem, odbierając ode mnie Lunę. Włożył ją do małego, wiklinowego kosza - tu nic jej nie będzie - wsadził mnie lekko na grzbiet Venator'a. Przede mną usiadł Alec.
- Trzymaj się mocno - uśmiechnął się. Objęłam go w pasie, mocno wtulając się w jego plecy. Przez ciało smoka przeszła fala energii i po chwili byliśmy w chmurach.
- Shane - powiedziałam i chwyciłam chłopaka za ramię. Popatrzył mi na chwilę w oczy.
- Czego? - warknął - Nigdzie nie zamierzam lecieć - strząsnął moja dłoń i odbiegł.
- Pogadam z nim - westchnęłam.
- Czekaj. Za 30 minut na dziedzińcu - zarządziła Inkwizytorka i odeszła w stronę gabinetu dyrka.
- Dlaczego wzywają nas do Idrisu? - spytała się Clary.
- Nie wiem, ale to nie oznacza nic dobrego - mruknął Jace. Izzy popatrzyła na Simona. Alec wsunął swoją dłoń w moją.
- Lepiej pójdę z nim porozmawiać. Idzie ktoś ze mną? - popatrzyłam po przyjaciołach - to idę sama - ruszyłam w stronę pokoju chłopaka. zapukałam cicho do dębowych drzwi.
- Zostaw mnie Clary! - krzyknął Shane. Weszłam do środka. - mówiłem ci, byś nie wchodziła... - zdębiał na mój widok.
- Nie jestem Clary - uśmiechnęłam się i usiadłam koło niego na łóżku.
- I tak mnie nie przekonasz. Nie lecę - powiedział.
- Skąd wiesz, że mieliśmy gdzieś lecieć?
- Jeśli pojawia się Inkwizytor lub ktoś z Gard to oznacza podróż do Idrisu.
- Przecież lecimy wszyscy - czułam się okropnie, okłamując go. To jego przede wszystkim dotyczyła podróż.
- Czy jakby co, mogę na ciebie liczyć? - spytał patrząc mi w oczy. Wstrzymałam oddech.
- Tak - wyszeptałam wypuszczając powietrze.
- To lepiej idź się spakować - mrugnął do mnie - za dwadzieścia minut mamy zbiórkę.
- Skąd ty to... Nieważne - machnęłam ręką i pobiegłam się spakować. Do skórzanej torby przewieszanej przez ramię wrzuciłam dwie pary spodni, kilka bluzek oraz bieliznę. Sama przebrałam się w jeansy oraz szary podkoszulek na który włożyłam ciepłą bluzę z kapturem.
- Luna! Chodź - zawołałam do mojego smoka, spacerującego po łóżku. Podbiegła do mnie i wskoczyła na ręce. Wyszłam na dziedziniec. Wszyscy już na mnie czekali. Uśmiechnęła się do Shane'a, próbując dodać mu otuchy. Odpowiedział mi tym samym. Podeszłam do Alec'a
- Jak ty to zrobiłaś? - spytał szeptem, odbierając ode mnie Lunę. Włożył ją do małego, wiklinowego kosza - tu nic jej nie będzie - wsadził mnie lekko na grzbiet Venator'a. Przede mną usiadł Alec.
- Trzymaj się mocno - uśmiechnął się. Objęłam go w pasie, mocno wtulając się w jego plecy. Przez ciało smoka przeszła fala energii i po chwili byliśmy w chmurach.
< Jace?, Clary?, Izzy?, Simon?, Alec?, Shane?>