Ruszyłam ciemnym korytarzem do pokoju. Na korytarzach zostało jeszcze paru uczniów. Kiedy ich mijałam, temat bardzo szybko zmieniał się z pożaru na cokolwiek innego. Przed czymś, co kiedyś było moim pokojem stała Ahira. Miała przybrudzoną sadzą twarz i lekko oparzone ręce oraz skrzydła.
- Nic ci nie jest? - spytała zmartwiona - pomóc ci w czymś?
- Dam sobie radę. Połóż się jeszcze spać - weszłam do środka i zaniemówiłam. Wszystkie meble nadawały się już tylko do wyrzucenia. Wszystkie oprócz skrzyni w której trzymam zapasowe rzeczy i pamiątki rodzinne. W łazience, która nie poniosła większych strat, przebrałam się w białą koszulkę, jasne jeansy i szarą bluzę. Spod czegoś, co kiedyś było moim łóżkiem wyciągnęłam czarne, znoszone tenisówki. Podskoczyłam w nich parę razy, upewniając się, czy podłoga się nie załamie. Chwyciłam mokrą szmatkę i zaczęłam pomału zmywać sadzę ze ścian korytarza. Kiedy uznałam, że nic więcej nie mogę z tym zrobić, skierowałam się z powrotem do pokoju i zaczęłam go porządkować. Zaznaczyłam, które meble należy wyrzucić a które jeszcze się przydadzą. Zamierzałam się nimi zająć później. Wybiegłam pędem z mojego pokoju, kiedy zegar w kościele niedaleko wybił piątą. Ruszyłam do sali 569 na lekcję śmierci. Zapukałam cicho do sali 569
- Wejść - odezwał się głos ze środka. Otworzyłam drzwi i moim oczą ukazała się skromnie wyposażona sala.
- Stój! - rozkazał Elandiel - Nie wracaj, póki nie uprzątniesz tego gniazda na swojej głowie - zaczerwieniona ze wstydu pognałam do najbliższej łazienki i w miarę się ogarnęłam. Wróciłam do sali.
- Może być - mruknął nauczyciel i wskazał na miejsce przed sobą. Usiadłam i zapatrzyłam się w okno.
- Co to było? - zapytałam cicho.
- To? Magiczny pożar wywołany przez dziewczynę elfa, która podobno nie ma talentu magicznego.
- Nie śmieszne - stwierdziłam.
- Dlatego się nie śmieję. Co się wydarzyło? - Zaczęłam mu wszystko opowiadać. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. To one kazały mi mówić.
- Masz w sobie magię, którą bardzo trudno opanować - stwierdził w końcu. - musisz się nauczyć z niej korzystać, bo inaczej marny nasz los.
- Jak mam to zrobić?
- Przede wszystkim musisz być spokojna. Magia nie może przejąć nad tobą kontroli. - wstał i postawił przede mną jakiś przedmiot. - Musisz ją zapalić przy pomocy magii. Wyobraź sobie, jak knot powoli się rozgrzewa a wosk zaczyna topnieć. Potem wyślij odrobinę magii w stronę świecy. Powiedz jak skończysz. Aha. Idź z tym na koniec sali, bo mam zajęcia. - machnął na mnie ręką. Zła udałam się na koniec sali. Postawiłam przed sobą świecę i skupiłam się na cieple. Przeszkadzały mi w tym jednak rozmowy wchodzących uczniów.
- Siadajcie - powiedział swoim chłodnym tonem Elandiel - Dzisiaj zaczniemy od... - zaczął dość ciekawy wykład na temat magii leczniczej. Zerknęłam na swoje dłonie. Będę musiała się do kogoś zgłosić, bo wyglądały fatalnie. Skupiłam się na świecy. Za Chiny nie dało się jej zapalić. Nie potrafiłam znaleźć w sobie ani krzty tego, co czułam kilka godzin temu. Oparłam głowę na łokciu i zapatrzyłam się w okno. Trzask! Podskoczyłam jak oparzona. Elandiel uderzył w moją ławkę jakąś książką.
- Czy widzisz, żeby się paliła? - wskazał na świecę.
- Nieeee - odpowiedziałam powoli, nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Więc dlaczego nie próbujesz?
- Bo nie umiem.
- Jakoś w nocy umiałaś spalić cały swój pokój? - wypomniał mi. Wolałabym, by o tym nie wspominał.
- A teraz nie umiem - wyjaśniłam spokojnym głosem. Ponownie trzasnął podręcznikiem o ławkę
- Choć pokaż, że się starasz - mówił cały czas tym spokojnym tonem. Nie wytrzymałam i wybuchłam.
- Myślisz, że nie próbuję! - krzyknęłam i usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Tam, gdzie przed chwilą była szyba, wiała pustka. Zdumiona usiadłam ponownie na swoim miejscu i skupiłam się na świecy. Zapaliła się, kiedy tylko pomyślałam o ogniu.
- Nie rozumiem - wyszeptałam.
- Ja też. Widzimy się jutro o tej samej porze - wysyczał i wskazał na drzwi. Wyszłam nadal nie dowierzając. Po drodze na zajęcia z obrony i ataku wpadłam na nową uczennicę.
- Sorki. Jestem Sabine a ty?
<Selene?>