- Sabine idziesz z nami? - spytał się mnie Alec. Zerknął na Lunę chrapiącą cichutko na moim ramieniu - Możesz lecieć ze mną.
- Chętnie. Wszystko, byle by nie spędzać więcej czasu w tej przeklętej sali - wzdrygnęłam się i razem z nimi ruszyłam na dziedziniec na którym czekały na nas smoki.
- Poznaj Veratona - Alec położył rękę na pysku swojego smoka. Spojrzałam w jego wielkie oko i poczułam jak robi mi się ciepło na sercu - Pomogę ci wejść - zaproponował chłopak i z gracją usadowił mnie na grzbiecie. Po chwili on również wsiadł. Objęłam go w pasie i przytuliłam się, by nie spaść. Reszta już była na góże i czekała na nas.
- Lepiej ją schowaj - wskazał na Lunę. Był tylko kilka centymetrów od mojej twarzy. Wzięłam smoczątko z ramienia i schowałam do kieszeni na piersiach. Poczułam jak przez całe ciało smoka przechodzi fala energii i po chwili byliśmy w przestworzach. Wtuliłam się mocniej w Aleca i zamknęłam oczy.
- Możesz otworzyć oczy - ledwo wyłapałam słowa, które kradł wiatr. Rowarłam powieki i ujrzałam piękny widok miasta oświetlonego jedynie zachodzącym słońcem. Przestaliśmy wzbijać się wyżej i szybko dogoniliśmy pozostałych.
- Jak to jest, że oni nas nie widzą? - spytałam Jace'a, kiedy przelatywaliśmy koło niego.
- Problem w tym, że widzą. Ale ludzie rzadko patrzą w górę - wzruszył ramionami i skupił się na tym, by na nikogo nie wpaść. Lataliśmy przez godzinę i uznaliśmy, że trzeba już wracać. Wylądowaliśmy na dziedzińcu.
- Zejdę pierwszy - zaproponował Alec. Jego kruczoczarne włosy stały na wszystkie strony, jednak był nadal podekscytowany i uśmiechnięty. Zgrabnie zeskoczył na ziemię - Teraz ty. Złapię cię - miałam nogi jak z waty i nie poczułam, jak zaczęłam się zsuwać. Upadłabym na bruk, gdyby nie silne ramiona, które utrzymały mnie nad ziemią. Alec postawił mnie na nogi. Nasze twarze były tylko kilka centymetrów od siebie.
<Alec?, Jace?, Clary?, Simon?, Isabelle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz